Ostatnio zaproponowano mi ciekawe zadanie - przyjrzenie się, jak wyglądały moje początki z ocenianiem kształtującym. Nie myślałam, że tyle radości przyniesie mi spojrzenie w przeszłość i spisanie tego wszystkiego... Zaraz potem przyszła refleksja - a może "moja droga z OK" zainspiruje innych i będzie pomocna..? Jak wyglądają początki w stosowaniu OK? Co jest najważniejsze? Jakie problemy można spotkać? I co tak naprawdę daje ocenianie kształtujące?
My „OK way”…
Gdybym miała
opisać swoją historię z ocenianiem kształtującym, miałabym poważny problem z
przypomnieniem sobie „kiedy to wszystko się zaczęło”. Kiedy coś staje się
pozytywnym nawykiem, codzienną rutyną, kiedy jakieś działanie „wchodzi w krew –
wtedy zaczyna się wydawać, że przecież „robiłam tak od zawsze”, że przecież nie
było żadnego momentu „odkrycia”. Z takimi myślami łączę moje początki z OK,
która to filozofia jest jakby moim zawodowym powietrzem, którym oddycham
codziennie. I właśnie słowo filozofia, a nie metoda czy technika (elementy,
gadżety…) jest tu kluczowe – nie raz o tym pisałam (np. tu): ocenianie kształtujące to
pewien rodzaj nastawienia do uczenia się i nauczania, do uczniów i do rodziców,
do relacji z nimi… Mam wrażenie, że to specyficzne nastawienie było we mnie od
zawsze.
Coś jednak stanowiło „zapalnik” i aktywator – to kursy Nauczycielskiej Akademii Internetowej Centrum Edukacji Obywatelskiej, w których wzięłam udział jako uczestnik – dotyczyły one motywacji i oceniania kształtującego. Każdorazowo była to dla mnie roczna przygoda z własnym rozwojem, z refleksyjnym stosowaniem różnorodnych technik, z inspirującymi rozmowami z moimi wspaniałymi mentorkami, m.in. z wyjątkową Małgorzatą Ostrowską. Były to kursy wymagające intelektualnie, ale też praktycznie - każdy moduł w jasny sposób wprowadzał nowe treści, a zadania modułowe odnosiły te treści do praktyki: wiele spraw musiałam przemyśleć, wiele pomysłów próbowałam zastosować i chyba po raz pierwszy w mojej karierze zawodowej tak intensywnie zastanawiałam się nad tym, co robię, jak robię i jakie konkretne efekty przynosi to, co robię. Ten nawyk monitorowania efektywności własnych działań pozostał mi do dziś…
Owocem tych
kursów nie była żadna rewolucja w moim nauczaniu, ale raczej ustalenie jasnego
kierunku, zebranie wszystkiego, co od czasów studiów psychologicznych i
polonistycznych wypracowałam i pchnięcie tego na nowe tory… Efektem ubocznym,
ale nie mniej ważnym było rozpoczęcie współpracy z CEO jako mentorka kursów
internetowych poprzedzone serią szkoleń i warsztatów, które zaliczam do
najbardziej rozwijających w mojej karierze… Mentorowanie w tych kursach to dla mnie nieustający rozwój, ale też
ogromna pasja – jestem zachwycona uczestnikami z całej Polski, z którymi mam
okazję współpracować. Doceniam ich ogromne zaangażowanie i chęć uczenia się, a
jednocześnie ciągle szukam sposobów, by coraz efektywniej wspierać ich w
rozwoju – jest to dla mnie najważniejszy cel: sprawić, by uczestnik miał
poczucie, że wynosi z kursu wartościowy kontent, konkretne umiejętności i masę
inspiracji… To poważne wyzwanie – pracuję przecież z dorosłymi: „na boku” muszę
zostawić niektóre moje „belferskie zapędy”, muszę odnaleźć nowe sposoby
efektywnego motywowania: w grę nie może wchodzić „wymaganie”, „zmuszanie”,
„grożenie”, a pobłażliwe „chwalenie” zamienić muszę na docenianie wysiłku i
uświadamiania efektów działań.
Nieustannym wyzwaniem jest dla mnie znalezienie „złotego środka” pomiędzy dyrektywnością, a pozostawieniem uczestnikowi pola do samodzielnego odkrywania, próbowania, testowania - co w przypadku uczenia się dorosłych jest wyjątkowo istotne. Bycie mentorem to dla mnie wielkie, pozytywne wyzwanie.
Nieustannym wyzwaniem jest dla mnie znalezienie „złotego środka” pomiędzy dyrektywnością, a pozostawieniem uczestnikowi pola do samodzielnego odkrywania, próbowania, testowania - co w przypadku uczenia się dorosłych jest wyjątkowo istotne. Bycie mentorem to dla mnie wielkie, pozytywne wyzwanie.
Szkolne wprawki...
Gdy wracam
pamięcią do początków stosowania przeze mnie elementów oceniania kształtującego
w szkole, to przypominam sobie, że były one ostrożne – sama co prawda czułam,
że to właściwa droga, ale w mojej pracy najważniejszy był (i jest) zawsze
uczeń. Zatem to uczniów pytałam najpierw, co sądzą o takich metodach:
traktowałam ich jak partnerów we wprowadzaniu celów lekcji, kryteriów sukcesu,
w pracy z oceną koleżeńską, czy samooceną.
Pamiętam niekończące się rozmowy z Weroniką, Maciejem, Anią, Zuzią,
Bernardem czy Jankiem na temat tego, czy warto rezygnować z ocen sumujących,
jakie są ich plusy, a ile krzywdy w procesie uczenia się wyrządzają… Jak zawsze – to moim uczniom i rozmowom z nimi
zawdzięczam najwięcej…
Nie mogę
zapomnieć też o rodzicach i o szkołach, w których uczyłam i uczę – często
słyszę, że to właśnie rodzice albo inni nauczyciele (lub dyrektor) są
„hamulcowymi” we wprowadzaniu oceniania kształtującego. Sama miałam zawsze
przyjemność pracować w miejscach, w których ludzie otwarci byli na nowe trendy,
wspierali nauczycieli w poszukiwaniach, zachęcali do nich. Można powiedzieć
„trafiło jej się”, ale to chyba jednak mój świadomy wybór – nie wyobrażam sobie
pracy w środowisku, które nie respektowałoby mojej podmiotowości. Wiele
zależało też od komunikacji nastawionej na dialog i porozumienie – zawsze
starałam się dokładnie tłumaczyć (np. rodzicom), po co coś wprowadzam, jakie to
będzie miało skutki, słuchałam ich wątpliwości, czasem prosiłam o zaufanie… Nigdy
nie byłam też „nawiedzonym apostołem” oceniania kształtującego – rozumiem obawy
albo niechęć nauczycieli, szanuję ich sprawdzone sposoby na „robienie dobrej
szkoły”.
Sama praca z
OK na lekcjach od początku przebiegała u mnie „spokojnie” – kolejne techniki
wprowadzałam stopniowo, zastanawiając się, jak dostosować je do potrzeb moich i
uczniów (np. jak wprowadzać samoocenę w grupie uczniów, którzy mają problemy z
opanowaniem podstawowej partii materiału). Tak jak u większości nauczycieli
problemem był czas – w jaki sposób zmieścić cele, kryteria, pytanie kluczowe,
monitorowanie i podsumowanie w określonych blokach czasowych – wiele zajęło mi
wypracowanie takiego schematu zajęć, który OKejowo „prowadzi” mnie i uczniów,
ale pozwala też na odstępstwa i elastyczność.
Nigdy też nie „napinałam” się - zdarzało mi się na przykład zapomnieć o celu lekcji (wtedy zazwyczaj przypominali o nim uczniowie); wiem też, że istnieją inne metody, które świetnie wspierają uczniów w procesie uczenia się. Duże wyzwanie stanowi także stosowanie OK w liceum, ale mam za sobą pierwsze lata i na pewno rozwinę ten temat…
Po co, po co, po co?
Nigdy też nie „napinałam” się - zdarzało mi się na przykład zapomnieć o celu lekcji (wtedy zazwyczaj przypominali o nim uczniowie); wiem też, że istnieją inne metody, które świetnie wspierają uczniów w procesie uczenia się. Duże wyzwanie stanowi także stosowanie OK w liceum, ale mam za sobą pierwsze lata i na pewno rozwinę ten temat…
Po co, po co, po co?
Czy dziś
wyobrażam sobie moje nauczanie bez stosowania oceniania kształtującego? Pewnie
nie - tak jak pisałam – jego stosowanie jest dla mnie tak naturalne jak
oddychanie. Nie zmienia to faktu, że jestem czujna – każda klasa, każdy uczeń
potrzebuje czegoś innego – te potrzeby staram się rozpoznawać i reagować na
nie.
Gdybym miała opisać, jacy są uczniowie, których uczyłam i uczę, musiałabym powiedzieć, że to młodzi ludzie pełni pasji, pełni pomysłów, zaangażowani, otwarci, chętni do nauki i życzliwie nastawieni – przypadek, że trafiam właśnie na takich? Nie. To nie przypadek, to między innymi ocenianie kształtujące.
Gdybym miała opisać, jacy są uczniowie, których uczyłam i uczę, musiałabym powiedzieć, że to młodzi ludzie pełni pasji, pełni pomysłów, zaangażowani, otwarci, chętni do nauki i życzliwie nastawieni – przypadek, że trafiam właśnie na takich? Nie. To nie przypadek, to między innymi ocenianie kształtujące.
Photo by Sébastien Marchand on Unsplash
Photo by Nicole Honeywill on Unsplash
Photo by Tim Mossholder on Unsplash
Pięknie napisane i prawdziwie. Dziękuję za wspomnienie o kursach NAI. Faktycznie musieliśmy przebić się przez inne podejście do kursów. Zamienić kurs wiedzowy na praktyczny, w którym pracuje sam kursant i odkrywa, to co w nim już jest.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie jestem też za podkreśleniem (dwa razy), że trzeba z OK powoli i dostosowywać do potrzeb uczniów. Dla mnie ważna jest zasada - pośpiech jest potrzebny tylko przy łapaniu pcheł.
W OK trzymamy się 3 x P = Powoli, Podlewać i Pomagać.
Dziękuję za wpis. Danuta
Tu również muszę (chcę) się powtórzyć: gdyby nie Danuta Sterna, Jacek Strzemieczny i Centrum Edukacji Obywatelskiej, które jest niekwestionowanym liderem we wprowadzaniu OK w Polsce - nie byłoby mnie na tej drodze. Nieustająca wdzięczność:)
OdpowiedzUsuń